Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


środa, 4 marca 2015

"Ty chamie..." (1)



Odwiedził mnie mój nie przebierający w słowach przyjaciel Maurycy, a zaraz za nim nadszedł Jurek Wkurzak, człowiek nie przebierający w słowach jeszcze bardziej. Kilka minut później dołączył do nas młodszy Wkurzak imieniem Franek.
- Lazł za mną Capunio, ale go przymoderowałem i odstał - pochwalił się swoim najnowszym dobrym uczynkiem. - Co pan lejesz?
- Macallan'a. A to dzieci u Wkurzaków piją? - zapytałem retorycznie.
- Na dowolny film już gówniarza wpuszczają - udzielił braterskiej gwarancji Jurek.
- Mam jeszcze jedną butelkę - zapewniłem i wszystkim, oprócz mnie, zrobiło się lżej.

Moja żona z Husią Maurycego poszły do kina, a bracia W. nie byli jeszcze matrymonialnie zobowiązani do tępego posłuszeństwa. Nastrój poprawiał się w miarę, jak rozwijało się wyrafinowane milczenie.
- Ty chamie, polski chamie! - rozległ się nagle głos Maurycego.

Przyjaciół w mordę nie biję, wiec spojrzałem pytająco.
- Opowiadaj! - nakazał Maurycy i Jerzy Wkurzak przystąpił do opowieści, ilustrowanej tabletem.





- Guglowałem sobie za kotami, a tu nagle widzę tego przystojniaka. Duży jak na kota. I kurwa coś mnie, nie wiem co, tknęło i poleciałem na blog do Hartmana. 

A jak zobaczyłem jego konterfekt...

- Jaki konterfekt? - wyrwał się protest z młodszego Wkurzaka.

- ... a jak zobaczyłem jego ryj - poprawił się starszy - to wszystko zrozumiałem i tylko mnie zaciekawiło, za co on do mnie tak się, kurwa, brzydko wyraża "Ty chamie, polski chamie!". Okazało się, że ktoś chujowi śrutem zranił psa. Głowę bym dał, że wiatrówka nie w psa celowała, ale nawet jak nie w psa, to w psa trafiła, od czego pies zdechł. Mnie też by się na jego miejscu żyć nie chciało, jak by mi miska śmierdziała cebulą.
Na Wkurzakach wymalowało się takie wzburzenie, że natychmiast im dolałem.
- A jak profesor kurwami rzucał! - jął się oburzać narrator - doliczyłem się jego obsranych "ka z trzema kropkami" do oczka, znaczy do 21. Wulgus jeden!
- Wulgator, kurwa! - podłączył swoją opinię Franek.

Kiedy bracia Wkurzak pożegnali się, mogliśmy z Maurycym spokojnie zajrzeć do blogu "filozofa, bioetyka, profesora nauk humanistycznych, wydawcy, publicysty, nauczyciela akademickiego i polityka" Jana Marka Hartmana, "urodzonego ww zasymilowanej rodzinie żydowskiej, syna Stanisława Hartmana i krewnego rabina Izaaka Kramsztyka" (Wikipedia pachnie czasem ironią tak mocno, jak cynamon cynamonem).


Trudno byłoby nie uznać tekstu "Ty chamie, polski chamie!" za wyjątkowo pogardliwy wobec Polaków i przesiąknięty tym rodzajem nienawiści, jakiej może doznawać człowiek obsesyjnie przekonany, że powinien z Polski wyprowadzić swoje many, lary i penaty, ale tymczasem kotwica trzyma, bo gdzie indziej zarobiłby na papu i kieliszek pejsachówki.

- Popatrz (Maurycy zaczął podrabiać żydowski akcent) - kiedy taki Żyd Hartman proponuje rozmawiać o kazirodztwie, a taki Żyd Fritzl nie tylko rozmawiał, ale i praktykował, to ty mi powiedz, czy ty mogłeś słyszeć, żeby jakiś Polak zaraz potrzebował Żydom powiedzieć, co Hartman Polakom:
"Jak ja to znam. Jak ja to znam. Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić? Ale przyjdzie na was czas. A jak nie na was, to na wasze dzieci."

- On jest głupszy od swoich morskich świnek - wystawiłem Hartmanowi pałę z rozumu. - Pewnie jakiś gówniarz palnął z tej wiatrówki do hartmanowego psa. Gówniarz, bo jaki "wąsaty Darzbór" poluje z wiatrówką. I to wystarczyło, żeby profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego opróżnił w kierunku milionów Polaków swoją umysłową latrynę:
"Weźmiemy szturmem wasze szkoły, zwabimy was podstępem do teatrów, wyślemy wasze dzieci w świat. I pewnego dnia zniknie ta zabobonna, prostacka i kruchciana Polska, dławiąca się pychą, jakąż to ona jest „prawdziwą” i „wierną” jest."

- Zwróć, kurwa, uwagę - zwrócił mi jędrnie uwagę Maurycy - że Hartman używa liczby mnogiej: "Weźmiemy szturmem, zwabimy, wyślemy...". No to ja sze zapytuję, kto to będzie brał szturmem, wabił i wysyłał? A jak już zwabi i powysyła, to kogo tu na miejsce tych wysłanych przyśle.

- No, wysraj to z siebie, parszywcu! - usłyszeliśmy Jurka Wkurzaka. - Judeopolonię masz w kudłatej pale!
Okazało się, że bracia Wkurzak nie tyle się pożegnali, ile pobiegli na zakupy do monopolowego. Sklep był zamknięty, więc wrócili na tarczy.

- Ja tylko chciałem powiedzieć - oświadczył starszy, nie zdejmując kurtki - że gdyby filozof nie nazywał się na "H", tylko na "Ch", to łatwiej byłoby coś jeszcze na jego temat dodać.

Na co młodszy Wkurzak zadeklarował lekceważenie dla ortografii i już miał się na temat "Ch" wypowiedzieć, kiedy otworzyły się za jego plecami drzwi.

- Rączki całujemy! - zd
ążyły usłyszeć nasze żony i po braciach Wkurzak została w powietrzu jedynie ich obietnica, zresztą bez pokrycia.

- O czym rozmawialiście? - zainteresowała się Husia.

- O takim jednym - zaimprowizował Maurycy. - Jak on się nazywał?
- Chyba jakoś na "Ch" - odpowiedziałem.
- A ten, jak mu tam, Capunio, co to go Franio Wkurzak miał przymoderować, to kto to właściwie?
Musiałem się zdrzemnąć, bo nie pamiętam, co odpowiedziałem.
 

R.